Translate this blog!

piątek, 31 stycznia 2014

Dlaczego Tatiana Volosozhar i Maxim Trankov jednak zdobyli złoto w Budapeszcie?

Na dziś mała wycieczka w przeszłość. Bardzo niedaleką, bo cofniemy się o zaledwie kilkanaście dni, do finału konkurencji par sportowych podczas Mistrzostw Europy w Budapeszcie. Uczciwie przyznaję, że sprawę pominęłyśmy we wcześniejszych relacjach, ale rzecz jasna nie bez powodu. Powiedzmy, że kwestia wymagała po prostu nieco głębszej analizy.

Sytuacja po programie krótkim pozwalała przypuszczać, że walka o pierwsze i drugie miejsce rozegra się pomiędzy duetami: Volosozhar/Trankov i Savchenko/Szolkowy. Ci pierwsi zakończyli program krótki z przewagą siedmiu punktów nad reprezentantami Niemiec, ale historia zna przypadki, kiedy i taką różnicę udawało się pokonać. Co do trzeciego miejsca, to wyraźnymi faworytami były dwie pary rosyjskie: Stolbova/Klimov, Bazarova/Larionov oraz duet reprezentujący Włochy - Breton/Hotarek. Przewidywania w pewnym stopniu się sprawdziły, ale mimo wszystko niedzielny finał przyniósł kilka niespodzianek. 

źródło: www.efsc2014.com
Pierwsza była zdecydowanie z rodzaju tych smutnych - Aliona Savchenko i Robin Szolkowy wycofali się z zawodów przed programem dowolnym. Podjęcie takiej decyzji na pewno nie było dla nich łatwe, ale w grę wchodziły dwa dość istotne problemy. Oficjalnym powodem była choroba Aliony, jednak wiadomo, że od pewnego czasu zmaga się ona dodatkowo z kontuzją. Trudna czy nie, najprawdopodobniej była to najlepsza decyzja, jaką mogli podjąć. 
Po ogłoszeniu tej informacji na samym początku rozgrzewki ostatniej grupy startowej dało się odczuć, że publiczność jakoś tak oklapła. Zresztą chyba większość założyła, że w tej sytuacji Tatiana Volosozhar i Maxim Trankov bez problemu zdobędą złoty medal. Medal zdobyli, ale czy bez problemów, to już inna historia. 

Stratowali jako ostatni, po dwóch pozostałych rosyjskich duetach, mając przewagę ponad dwunastu punktów po programie krótkim i w takim układzie naprawdę trudno im było zagrozić. Jak się okazało najbardziej niebezpieczni byli sami dla siebie. Zaczęło się od problemów Maxima przy wyjeździe z potrójnego Salchowa. Tu skończyło się potknięciem. Dalej było gorzej, bo Maxim zaliczył upadek w potrójnym toeloopie, który w konsekwencji zniweczył ich plany o kombinacji skoków. A kiedy wydawało się, że już nic gorszego się nie wydarzy, to Tatiana upadła przy wyjeździe z wyrzucanego potrójnego Salchowa. To by było na tyle jeśli chodzi o katastrofy. I tak sporo jak na jeden program, a mimo to Tatiana Volosozhar i Maxim Trankov zostali Mistrzami Europy. I pewnie niejeden do dziś zastanawia się jakim cudem i oczywiście podejrzewa sędziów o najgorsze machlojki.
źródło: www.efsc2014.com
Z pozoru można by sądzić, że faktycznie coś tu nie gra. Zdaniem publiczności na pierwsze miejsce zasługiwali Ksenia Stolbova i Fedor Larionov, którzy pojechali świetny program dowolny do muzyki z filmu Rodzina Addamsów. Co ciekawe Tatiana i Maxim też nie wydawali się zachwyceni swoim zwycięstwem. Nie po raz pierwszy zdarza się, że widzowie nie zgadzają się z wynikiem sędziów, ale niekoniecznie oznacza to, że sam werdykt i przyznane oceny są niesłuszne. Oczywiście gdyby pod uwagę brać tylko ogólne wrażenia, to zwycięzcami zostaliby niewątpliwie Stolbova i Lorionov. Prawdą jest jednak, że system oceniania jest nieco bardziej skomplikowany i właśnie z tego powodu zdarzają się takie niezrozumiałe dla postronnych werdykty. 

Wyjaśnianiem tajników samego systemu oceniania zajmę się w niedalekiej przyszłości, ale na dziś pozostańmy przy tej konkretnej sytuacji. Po pierwsze do ostatecznego wyniku wlicza się także wynik z programu krótkiego, a w tym przypadku dawał on duetowi Volosozhar/Trankov niebagatelną przewagę trzynastu punktów, która to niewątpliwie zapewniła im zwycięstwo. Po drugie trzeba wziąć pod uwagę różnice w poziomach jakości wykonania poszczególnych elementów programu (przy ocenie technicznej), które mogą umknąć widzom, ale są skrzętnie odnotowywane przez sędziów oraz oczywiście ocenę za tzw. komponenty programu.
Jeżeli dokładnie przeanalizujemy oceny przyznane przez panel sędziowski obu parom (Volosozhar/Trankov i Stolbova/Larionov), to łatwo zauważymy dlaczego pomimo ewidentnych błędów w programie, w tym dwóch upadków, Tatiana i Maxim wciąż mogli zdobyć złoty medal. Patrząc na wszystkie wykonane przez nich elementy, które wchodzą w skład oceny technicznej (oczywiście poza feralnymi skokami) widać wyraźnie, że za każdym razem ich poziom wykonania został oceniony na najwyższy poziom, czyli czwarty (Level 4). W przypadku programu Stolbovej i Larionova pojawiają się różne poziomy, od 2 do 4.
źródło: www.efsc2014.com
Przyznany poziom wykonania wpływa znacząco na ostateczną liczbę punktów, jaką zawodnicy otrzymują za dany element, dlatego też Tatiana i Maxim zyskali tu całkiem sporo punktów. Przykładowo i podnoszenie twistowe wykonane na poziom 4 zapewniło im 8.30 pkt, podczas gdy takie samo podnoszenie w wykonaniu Kseni i Fedora ocenione na poziom 3 dało im 6.50 pkt. Do tego dochodzi jeszcze ocena za komponenty, czyli ta nieco bardziej subiektywna składowa całego wyniku. Okazuje się, że również w takich elementach jak: choreografia, interpretacja, czy przejścia Volosozhar/Trankov okazali się lepsi od rywali. 


Oczywiście można polemizować, czy faktycznie podnoszenia czy też choreografia w programie Tatiany Volosozhar i Maxima Trankova były na wyższym poziomie niż te u Kseni Stolbovej i Fedora Larionova i nigdy nie dojść do porozumienia w tej sprawie. Faktem jest, że Ksenia i Fedor wygrali w programie dowolnym, ale nie byli w stanie nadrobić 13 punktów różnicy. Nawet jeśli Tatiana i Maxim tak bardzo starali się "im to ułatwić".

czwartek, 30 stycznia 2014

Plotki na ostrzach miłości

W świecie łyżwiarskim najczęściej łyżwiarki łączą się z łyżwiarzami. Cóż za nieodżałowana strata! Na szczęście można nie tracić nadziei - niektórzy łyżwiarze wiążą się z osobami spoza łyżwiarskiego kręgu ;).

http://www.sportlive.it
Wracając jednak do związków łyżwiarzy z łyżwiarkami, od lat byłyśmy przekonane, że coś łączy Carolinę Kostner i Tomasa Vernera. Nie sprawdzałyśmy tego, ale ostatnio coś mnie tchnęło, żeby pogrzebać trochę w tej kopalni wiedzy i plotek jaką jest internet. No i odkryłam, że kompletnie się pomyliłyśmy, nie tylko zresztą w tej sprawie. Tomas Verner i Carolina Kostner darzą się wzajemną sympatią, oficjalnie jednak nic ponad to. Najwyraźniej również z czystej sympatii Tomas Verner przynosił Carolinie Kostner kwiatki w 2007 roku, a ona towarzyszyła mu na treningach. W końcu Włoszka jest od dawna związana z innym włoskim sportowcem, Alexem Schwazerem. Tymczasem Czech był przez cztery lata związany z... francuską łyżwiarką z pary tanecznej, Nathalie Pechalat! Nawet nie przyszłoby nam to do głowy, gdyż ich połączenie wydaje się nam naprawdę kompletnie dziwaczne. Jednak fakty mówią same za siebie. Cóż, miłość bywa zaskakująca.
http://kkrasobruslari.blog.cz/1204

Fascynujący jest także temat Michala Breziny. Kolejny czeski łyżwiarz, którego podejrzewałyśmy o związek z włoską łyżwiarką, Stefanią Berton, partnerką Ondreja Hotarka w parach sportowych. Miałyśmy ku temu przesłanki, ponieważ Michal pojawił się na programie dowolnym par sportowych i nie dość, że nosił Stefanii torebkę, to strasznie przeżywał ich program i ściskał ich po jego zakończeniu. Nic bardziej mylnego! Stefania Berton jest bowiem od 2 lutego 2013 roku zaręczona z amerykańskim łyżwiarzem Rockne Brubakerem i nic nie wskazuje na to, by cokolwiek przerwało ich związek. A dziewczyna Michala Breziny wciąż pozostaje nieodkryta, chyba że, mimo że o takowej wspomniał na rozdaniu małych medali w Turynie w 2010 roku, nie istnieje. Minęło już w końcu sporo czasu i kto wie, czy Michal Brezina nie jest chwilowo do wzięcia!

http://web.icenetwork.com
Co do Włoszki, Anny Cappellini jeżdżącej z Lucą Lanotte, znów popełniłyśmy ten sam błąd. Uznałyśmy, że para taneczna jest również parą w życiu prywatnym. Okazało się jednak, że Anna Cappellini jest związana z Ondrejem Hotarkiem, partnerem Stefanii Berton.
http://vk.com/id150781181
Natomiast rozczarowaniem jest aktualny status Mistrza Europy wśród solistów, serce Javiera Fernandeza skradła bowiem kanadyjska łyżwiarka Cortney Mansour, jeżdżąca w parze z Michalem Ceską i reprezentująca Czechy.

...to be continued :)




Debiut w Soczi - zawody drużynowe w łyżwiarstwie figurowym

Chociaż łyżwiarstwo figurowe jest najstarszą spośród dyscyplin Zimowych Igrzysk Olimpijskich, to już zawody drużynowe są w tym przypadku całkowitą nowością.

Fakt, że sam twór pod tytułem "zawody drużynowe w łyżwiarstwie figurowym" istnieje nie od dziś. Od kilku lat Międzynarodowa Unia Łyżwiarska "testuje" ten pomysł, a pierwsze zawody tego typu odbyły się w Tokio już w 2009 roku. Mimo to, zgodnie ze słowami Ottavio Cinquanty, te które odbędą się w Soczi będą się nieco różniły od wcześniejszych. W takim razie pojawia się kilka istotnych pytań, a najważniejsze, to z całą pewnością: na czym dokładnie mają polegać te zawody? kiedy się odbędą? kto weźmie w nich udział?

Zacznijmy jednak od początku - jak to się stało, że łyżwiarstwo figurowe na Igrzyskach Olimpijskich zostało wzbogacone o zawody drużynowe? Sporo wyjaśnień na ten temat udzielił Ottavio Cinquanta podczas konferencji prasowej przy okazji tegorocznych Mistrzostw Europy w Budapeszcie. Cała sprawa zaistniała kiedy zmienione zostały zasady konkurencji par tanecznych, a dokładniej, kiedy zrezygnowano z tańca obowiązkowego. Dzięki temu pary taneczne, tak jak pozostali zawodnicy, wykonują obecnie podczas zawodów dwa, a nie jak pierwotnie trzy programy. Pozwoliło to skrócić zawody o jeden dzień. Innymi słowy łyżwiarstwo figurowe zyskało na Igrzyskach Olimpijskich jeden dzień do zagospodarowania. Wtedy to ISU wystąpiła do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego o wprowadzenie konkurencji drużynowej w łyżwiarstwie figurowym. A że muszą mieć wyjątkowy dar przekonywania, to podczas tegorocznej Olimpiady w Soczi zadebiutuje nowa konkurencja. I zajmie nie jeden, a trzy dni.

Ogólne zasady tych zawodów są bardzo proste: przystępuje do nich 10 drużyn, po 6 zawodników w każdej (solistka, solista, para sportowa, para taneczna). Te dziesięć drużyn bierze udział w programie krótkim/tańcu krótkim. Najlepsze 5 przechodzi do finału, czyli programu dowolnego/tańca dowolnego. Oczywiście zarówno program/taniec krótki, jak i dowolny odbywa się dla każdej konkurencji osobno. Innymi słowy mamy: program krótki solistów (10 zawodników), program krótki solistek (10 zawodniczek), program krótki par sportowych (10 par) i taniec krótki par tanecznych (10 par). Sytuacja wygląda analogicznie w przypadku programu/tańca dowolnego, tyle że pozostaje po 5 zawodników/par. Każdy reprezentant zdobywa punkty za swój występ (system oceniania jest taki sam, jak w przypadku konkurencji indywidualnej) i następnie są one przeliczane w ten sposób: pierwsze miejsce = 10 pkt, drugie miejsce = 9 pkt, trzecie miejsce = 8 pkt i tak dalej) oraz sumowane dla całej drużyny. W ten sposób drużyna może maksymalnie (czyli gdyby wszyscy zawodnicy z danego kraju zajęli pierwsze miejsca) zebrać 40 punktów. Oczywiście całe zawody wygrywa drużyna, która zdobędzie najwięcej punktów sumarycznie w obu częściach zawodów. 

W ogólnym zarysie zasady wydają się być więc dość zrozumiałe. Więcej komplikacji pojawia się jeśli chodzi o kwalifikacje do zawodów drużynowych oraz gdy na przykład na cztery konkurencje z danego kraju kwalifikuje się tylko trzech reprezentantów (i brakuje przykładowo pary tanecznej). 
I takie sytuacje zostały jednak przewidziane. Zacznijmy od kwalifikacji. Najprościej rzecz ujmując w zawodach drużynowych mogą wziąć udział tylko ci zawodnicy, którzy będą brali udział w zawodach indywidualnych podczas Igrzysk, a dziesięć wybranych drużyn to te, których zawodnicy zebrali sumarycznie najwięcej punktów. Może się oczywiście zdarzyć, że dany kraj ma więcej niż jednego reprezentanta w konkretnej kategorii (np. dwie pary taneczne, dwóch solistów). W takiej sytuacji dopuszczalne jest, by jeden zawodnik/para wystąpił w programie/tańcu krótkim, drugi zaś w dowolnym. Każda drużyna ma możliwość wykonania maksymalnie dwóch takich zmian.
A co dzieje się jeśli drużyna jest zakwalifikowana, bo zdobyła wystarczająco punktów, ale niekompletna, bo brakuje reprezentantów w jednej z kategorii? I tutaj znaleziono pokojowe wyjście z sytuacji. Taka niekompletna drużyna może dobrać zawodników spośród tych, którzy nie zakwalifikowali się do udziału w zawodach indywidualnych na Igrzyskach (jedną parę, jednego solistę, jedną solistkę).

Ciekawą decyzją jest to, że zawody drużynowe odbędą się przed indywidualnymi.  Stawia to zawodników w trudniejszej niż dotąd sytuacji, bo przecież wzięcie udziału w zawodach drużynowych będzie ich kosztowało nie mniej energii niż w indywidualnych, na które muszą jeszcze zachować siły. Ciężki orzech do zgryzienia mają zatem te kraje, które posiadają więcej niż jednego zawodnika/parę w danej kategorii. No bo kogo wytypować do zawodów drużynowych? Tego lepszego czy nieco słabszego? 

Jak będą przebiegały zawody drużynowe przekonamy się na samym początku Igrzysk, bo zaczynają się one na dzień przed Ceremonią Otwarcia. Już 6 lutego odbędzie się program krótki solistów i par sportowych. 8 lutego taniec krótki par tanecznych, program krótki solistek oraz program dowolny par sportowych. 9 lutego program dowolny solistów, solistek i na sam koniec taniec dowolny par tanecznych, po którym zakończą się zawody. 

Rzecz jasna zwycięskie drużyny otrzymają medale, więc może się zdarzyć, że po raz pierwszy w historii jakiś zawodnik wróci z Igrzysk Olimpijskich z dwoma medalami.

Krótki filmik promujący i objaśniający pokrótce zasady zwodów drużynowych: 
Od Igrzysk w Chamonix (1924) łyżwiarstwo figurowe obecne jest na każdej Zimowej Olimpiadzie. Ostatnią tak dużą nowością wprowadzoną do tej dyscypliny było dodane rywalizacji w konkurencji par tanecznych w roku 1976. Dzisiaj to, że pary taneczne uczestniczą w zwodach wydaje się być całkowicie naturalne. Czy po kilku kolejnych olimpiadach podobnie przyzwyczaimy się do zawodów drużynowych?

wtorek, 28 stycznia 2014

Mistrzostwa Czterech Kontynentów - tylko dlaczego akurat czterech?

Ilekroć przychodzi do Mistrzostw Czterech Kontynentów pojawia się w mojej głowie poważna wątpliwość. No bo dlaczego to mają być mistrzostwa właśnie czterech kontynentów skoro każde dziecko wie, że kontynentów poza Europą na świecie jest sześć?!
I choćbym nie wiem ile razy przypominała sobie wyjaśnienie, to przy kolejnej okazji zaczynam się znowu nad tą kwestią zastanawiać. Swoja drogą, wiem z nieoficjalnych źródeł, że w zmaganiu z tym dylematem nie jestem sama. Wobec tego każdemu, kto kiedykolwiek rozważał sensowność liczby cztery w nazwie tychże zawodów, służę wyjaśnieniem zagadki. Nie wiem czy przekonującym, ale jedynym, jakie znam!

Najpierw słów kilka o tym, skąd wziął się pomysł organizacji zawodów tego typu. Europa miała swoje łyżwiarskie mistrzostwa od dawna, gdy Międzynarodowa Unia Łyżwiarska zdecydowała, że aby było sprawiedliwie potrzebne są zawody analogiczne, na takim samym poziomie, w których mogliby uczestniczyć zawodnicy spoza Europy. I w ten oto sposób, w roku 1999 w Halifax (Kanada), zorganizowano pierwsze Mistrzostwa Czterech Kontynentów. 

Skoro już wiadomo kiedy i dlaczego się pojawiły, to przejdźmy do sedna sprawy, czyli do zagadkowej liczby "cztery" w ich nazwie. 
W Mistrzostwach Czterech Kontynentów mogą brać udział reprezentanci krajów z następujących kontynentów: Ameryki Północnej i Południowej, Afryki, Azji, Australii i Oceanii. Jak by nie liczyć, to i tak wyjdzie, że jest ich pięć. Zgodnie z oficjalnym wyjaśnieniem nazwa odnosi się do: Afryki, Ameryk, Azji, Australii i Oceanii. Klucz do zagadki tkwi zatem w traktowaniu Ameryki Północnej i Południowej jako jednej kategorii - Ameryk. Skąd takie podejście? Przypomnijmy sobie koła olimpijskie i przypisywaną im symbolikę. Jest ich dokładnie pięć i zgodnie z tradycyjnym wyjaśnieniem symbolizują pięć zamieszkałych kontynentów: Europę, Azję, Afrykę, Australię i Oceanię oraz Ameryki (traktowane w tym wypadku jako jeden obszar). Teraz odejmijmy spośród nich Europę. Zostaną nam cztery koła odpowiadające czterem kontynentom. I w ten sposób wyjaśnia się tajemnica. Skoro zgodnie z takim podejściem poza Europą zostają cztery kontynenty, to też mamy Mistrzostwa Czterech Kontynentów. 

Ot i cały psikus.  

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Denis Ten i wróżenie z fusów - szybki rzut okna na Mistrzostwa Czterech Kontynentów 2014

Tegoroczne Mistrzostwa Czterech Kontynentów przeszły jakoś tak cichaczem, bez echa. Oczywiście nie bez znaczenia pozostaje tu fakt, że wielu liczących się zawodników zrezygnowało z udziału w nich z racji bardzo krótkiego czasu od zakończenia tych zawodów do rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich. 

Trzeba otwarcie przyznać, że podczas Mistrzostw Czterech Kontynentów zabrakło wielu naprawdę dobrych zawodników. Z drugiej strony dzięki temu na udział w zawodach mieli może nieco mniej utytułowani reprezentanci poszczególnych krajów, którzy w normalnych warunkach pewnie wystąpiliby tu tylko w roli tzw. substytutów. 
 
Pomiędzy nimi znalazł się jednak jeden z zawodników branych całkiem serio pod uwagę jako jeden z pretendentów do medalu na Igrzyskach Olimpijskich. Chodzi rzecz jasna o Denisa Tena - zeszłorocznego srebrnego medalistę Mistrzostw Świata. Tym drugim miejscem w zeszłym Denis Ten zaskoczył wielu (wydawało się zresztą, że przy okazji i samego siebie), choć trzeba mu przyznać uczciwie, że zdobył go jak najbardziej zasłużenie. A wyskakując niespodziewanie tak wysoko pokazał innym, że może być naprawdę groźnym rywalem. Zresztą
z Mistrzem Świata Patrickiem Chanem przegrał jedynie o 1.3 punktu! Dlatego też absolutnie nie należało lekceważyć występu Denisa Tena podczas Mistrzostw Czterech Kontynentów. 

Idąc za tą przestrogą przyjrzałam się nieco dokładniej temu, co też reprezentant Kazachstanu pokazał, żeby (niekoniecznie wróżąc z fusów) spróbować ocenić, jak poważnym zagrożeniem Denis Ten może być w tym roku. 
Prawdę mówiąc nie łatwo po jego występach jest stwierdzić cokolwiek pewnego. Sekwencje kroków, sekwencja choreograficzna czy piruety naprawdę zasługują na uznanie (potwierdzają to wysokie oceny sędziów). Gorzej sprawa wygląda jeśli chodzi o skoki. Okazały się niespodziewanie jego piętą achillesową podczas tych Mistrzostw Czterech Kontynentów i można powiedzieć, że to właśnie przez niedociągnięcia w skokach Denis Ten ostatecznie wylądował na czwartym miejscu, tracąc do złotego medalisty - Takahito Mury - ponad 16 punktów (od trzeciego miejsca dzieliło go prawie 10 punktów). Zaczęło się od upadku w poczwórnym toeloopie na samym początku programu krótkiego. Pozostałe skoki w programie krótkim wyglądały już lepiej, jednak w dowolnym Denis zaliczył aż dwa upadki, a dokładając do tego choćby niezbyt udaną kombinację (potrójny axel z pojedynczym toeloopem) trzeba stwierdzić, że coś tu naprawdę nie gra. W tej sytuacji rysują się dwa możliwe scenariusze. Jeśli Denis Ten się pozbiera i będzie skakał równie dobrze, jak wykonywał pozostałe elementy w programach, to wtedy faktycznie ma duże szanse walczyć o dobre miejsce na Olimpiadzie. Jeśli mu się to nie uda, to obawiam się, że na tych Igrzyskach nie wywalczy zbyt wiele. 

Przekonamy się wkrótce, a tymczasem kto ciekaw: dokładne wyniki Mistrzostw Czterech Kontynentów

Dodam tylko, że ciekawie wychodzi porównanie rezultatów uzyskanych przez najlepszych zawodników podczas tegorocznych Mistrzostw Europy i tych z Mistrzostw Czterech Kontynentów. Okazuje się, że te drugie były co najmniej o 10 punktów niższe w przypadku każdej z konkurencji. To rzecz jasna rezultat absencji najlepszych, których zobaczymy dopiero w Sochi.

sobota, 25 stycznia 2014

Tymczasem w Pluszenkogrodzie cz.2

Mistrzostwa Europy dopiero się skończyły, Mistrzostwa Czterech Kontynentów wciąż trwają, a tymczasem Olimpiada w Soczi zbliża się co raz większymi krokami. Co prawda do oficjalnego rozpoczęcia zostały jeszcze dwa tygodnie, ale cały świat i tak już nie może się ich doczekać. I choć ostateczny skład reprezentacji trzeba podać do 27 stycznia, to Rosjanie już ogłosili kto będzie ich reprezentował w kategorii solistów. Oczywiście wybór nie mógł być inny. Po raz czwarty już postawili na Jewgienija Pluszczenkę. Co zresztą raczej nikogo nie zaskoczyło. Jako jego jedynego rywala podawało się młodziutkiego Maxima Kovtuna. Jednak piąte miejsce na Mistrzostwach Europy przekreśliło ostatecznie jego szanse na olimpijski debiut. Według sugestii Pluszczenki, jego młodszy kolega nie ma jeszcze odpowiedniego doświadczenia, żeby startować w zawodach tej rangi. No dobra, ale niby kiedy i jak miałby je zdobyć?
Jednak moim zdaniem to nie Kovtun jest największym przegranym olimpijskiego wyboru Federacji Rosyjskiej. Po tegorocznych Mistrzostwach Europy należałoby typować innego kandydata, a mianowicie Sergieja Voronova. Może już nie najmłodszy, a na pewno nie najbardziej utytułowany, ale zdecydowanie w bardzo dobrej formie. Jego występ w Budapeszcie zasługiwał zdecydowanie na podziw i brawa. Choć czarna,przezroczysta góra stroju i czerwone spodnie były trochę przerażające, podobnie zresztą jak szary dres, w który przebrał się tuż po programie, to jednak jego program dowolny był jednym z najlepszych. Kto nie wierzy niech obejrzy :) (Tak tak, ten plakat Just cracking to oczywiście nasza sprawka :D) http://www.youtube.com/watch?v=9oQn4JDFRs4

Dlatego właśnie uważam, że w tym roku to Voronov będzie największym olimpijskim przegranym. Tym bardziej, że byłaby to jego ostatnia okazja, żeby zadebiutować na Igrzyskach.

I tego właśnie szkoda. Ale cóż, w Pluszenkogrodzie może być tylko jeden władca.

piątek, 24 stycznia 2014

Super Mario Bros w Dżungli, czyli Kim Lucine wkracza do akcji

Super Mario Bros w programie krótkim, Księga Dżungli w dowolnym... Wykonanie programów na zawodach do muzyki tego typu niewątpliwie wymaga pomysłowości, ale też pewnej dozy odwagi i poczucia humoru. Z całą pewnością nie każdy łyżwiarz by się na to zdobył (zresztą większość trudno by było sobie nawet wyobrazić w tej roli). A jeśli już ktoś się na takie szaleństwo zdecyduje, to pozostaje pytanie, czy będzie umiał taką muzykę interpretować.

Kim Lucine nie miał takich wątpliwości. My po obejrzeniu go w akcji też ich nie mamy. Powiem więcej, z Budapesztu wróciłyśmy wzbogacone o nowego ulubieńca wśród solistów! I nawet jeśli technicznie jego programy nie uplasowały się wśród najlepszych, to ten Francuz występujący w barwach Monako ma tak niepowtarzalny styl, że naprawdę trudno nie ulec jego urokowi.

A kto nie wierzy, niech się przekona na własne oczy:

Kim Lucine, program dowolny, ME Budapeszt 2014

Gdyby kogokolwiek jeszcze dręczyły wątpliwości, to polecamy obejrzeć program, który Kim Lucine wraz z Tomasem Vernerem (kto by inny mógł tak ochoczo wejść w interes tego typu, no kto?) i Caroliną Kostner przedstawili podczas niedzielnej Gali kończącej zawody
I jak tu go nie lubić?

Zresztą w naszym prywatnym rankingu na najładniejszy uśmiech do zdjęcia zwycięża bezkompromisowo Kim Lucine. Oto dowód:


Na koniec zagadka: kto też jest choreografem Kima Lucine?

 

Pary taneczne vol.2 taniec dowolny

Pary taneczne, czyli konkurencja poszkodowana w czasie tegorocznych Mistrzostw Europy w Budapeszcie, bo pozbawiona dnia przerwy pomiędzy tańcem krótkim i dowolnym, zakończyły zawody już 16 stycznia. Wielkich zaskoczeń może i nie było, za to wielkie emocje zdecydowanie tak. 
Decydująca walka o pierwsze miejsce na podium rozegrała się pomiędzy duetem włoskim (Anna Cappellini/Luca Lanotte) i rosyjskim (Elena Ilinykh/Nikita Katsalapov), co zresztą było w zasadzie oczywiste już po tańcu krótkim. Do dowolnego Włosi podchodzili wyprzedzając Rosjan ledwie o cztery setne punktu. a przy tak niewielkiej różnicy wszystko mogło się jeszcze wydarzyć. Tym bardziej, że od kolejnego duetu - reprezentujących Wielką Brytanię Penny Coomes/Nicolas Buckland - dzieliło obie pary niebagatelne niemalże osiem punktów przewagi. 
Anna Cappellini/Luca Lanotte pojechali naprawdę świetny program do muzyki z Cyrulika Sewilskiego Rossiniego, jednak rosyjska para w tańcu dowolnym jechała ostatnia i prawdę mówiąc Włosi nie mogli być pewni swojego zwycięstwa aż do ostatniego momentu. 

Anna Cappellini/Luca Lanotte - taniec dowolny (16.01.2014)


Zapewne dopiero po nieszczęśliwym upadku Eleny w twizzlach, w drugiej części programu Anna Cappellini i Luca Lanotte odetchnęli z ulgą. Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że nawet w tej sytuacji ostateczna różnica w wynikach obu par wynosiła zaledwie 1.06 punktu, można z dużym prawdopodobieństwem zakładać, że to jednak Rosjanie byliby Mistrzami Europy. Pozostaje gdybać jak by to mogło być, ale wiadomo jak to z gdybaniem jest, bo w końcu...gdyby babcia miała drucik, toby była radiem. 
Zresztą nie ma się co dziwić, bo program pary rosyjskiej do muzyki z Jeziora Łabędziego Czajkowskiego ogląda się z zapartym tchem. Jak najbardziej zasługuje on na wyróżnienie, a szczególną uwagę warto zwrócić na wykonywane przez nich podnoszenia.

Elena Ilinykh i Nikita Katsalapov - taniec dowolny (16.01.2014)

Włoska para taneczna w zawodach seniorskich startuje nie od dziś i jeśli ktoś śledził ich występy w kolejnych sezonach, to z całą pewnością zauważył, jak wiele pracy i wytrwałości kosztowało ich wspinanie się na coraz wyższe miejsca oraz jak duże zrobili postępy w ciągu ostatnich lat. Tegoroczny złoty medal Mistrzostw Europy jest pierwszym w ich karierze i to naprawdę jak najbardziej zasłużonym. Elena Ilinykh i Nikita Katsalapov mają zdecydowanie krótszy staż startów w zawodach (są też zresztą młodszymi zawodnikami niż Włosi), ale po tym co już prezentują można się spodziewać, że na podium będziemy ich oglądać jeszcze nie raz.


źródło: http://www.efsc2014.com/januar-16/

 

czwartek, 23 stycznia 2014

Soliści - ostateczne starcie

Jedna z najbardziej dla nas emocjonujących części zawodów - program dowolny solistów. Oglądanie go praktycznie tuż zza bandy było fascynującym przeżyciem. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo się stresowałyśmy. Johnny Weir powiedział, że kiedy pojedzie na Olimpiadę, będzie przeżywał emocje zawodnika. Ze mną było podobnie, tyle że ja nigdy nie jeździłam. W dodatku nie mogłam, jak zwykle, zwinąć się w kłębek na fotelu i oczekiwać na najgorsze, gdyż nawet mimo najszczerszych chęci byłoby to niewykonalne na niezbyt dużym, plastikowym siedzeniu. Jednak w chwilach grozy owijałam się flagą i ściskałam misia, którego potem miałam rzucić Brianowi Joubertowi. 

Przede wszystkim obecność w Budapeszcie pozwoliła nam docenić słabszych zawodników, tych, którzy zwykle występują w pierwszych grupach, w związku z czym Eurosport, jeśli już nawet transmituje zawody, nie odczuwa potrzeby zaprezentowania nam ich. Mimo że naprawdę niewielu z nich wykonało program czysto, oglądnie ich było naprawdę przyjemne i wielu osobom machałyśmy naszymi radosnymi transparentami.

Przede wszystkim świetnie oglądało się Viktora Pfeifera, Javiera Rayę, Alexeia Bychenko (jeden z pierwszych, którzy pojechali czysto) i Kima Lucine. Ten ostatni wykonał naprawdę genialny program do muzyki z Księgi Dżungli. Należy też zaznaczyć, że polski solista, Maciej Cieplucha, próbował skoczyć poczwórny skok. Mimo upadku po poczwórnym toeloopie należy naprawdę podziwiać go za tę próbę. Jego program dowolny również był bardzo dobry, ale niestety, z powodu paru niedociągnięć skończył na miejscu 19.

Podczas dwóch ostatnich grup emocje naprawdę sięgały zenitu. Najsmutniej było po programie Florenta Amodio. Wiemy jakie ma on umiejętności , nie bez powodu został przecież Mistrzem Europy w 2011 roku. Przed rozgrzewką szedł korytarzem z zamkniętymi oczami i słuchawkami w uszach. Było widać jak bardzo jest spięty. Odbiło się to szczególnie na jego skokach. Tak jakby nie mógł się przemóc, żeby coś skoczyć. Kroki i inne elementy szły mu dużo lepiej, ale całość była niespójna i kiedy Florent zszedł z lodu i ukrył twarz w dłoniach, miało się ochotę po prostu mocno go przytulić, na co jednak, niestety, nie pozwoliłaby nam ochrona.

Brian Joubert pojechał naprawdę dobry program, oczywiście z drobnymi niedociągnięciami, jak potknięcie po poczwórnym toeloopie, czy moment, w którym wydawało się, że dokręciłby czwarty obrót w salchowie, ale on wolał nie ryzykować i skoczył tylko potrójnego. Było widać, że dużo pracował nad krokami i piruetami. Jednakże sędziowie zdają się nie doceniać jego widocznej poprawy i naszym zdaniem ocenili go wyjątkowo niesprawiedliwie. Również Michal Brezina został naszym zdaniem troszkę pokrzywdzony, co potwierdziła też reakcja całej publiczności. Drugi Czech, Tomas Verner, który po programie krótkim był 3, po programie dowolnym spadł na miejsce 7. Mimo bardzo dobrej pierwszej części programu, w drugiej jakby się zmęczył i nie szło mu już tak dobrze, co podkreślił jeszcze straszny błąd w finalnym piruecie.

Ostatecznie Javier Fernandez obronił tytuł Mistrza Europy i zasłużenie zajął najwyższe miejsce na podium po świetnym programie (z maleńkimi i pojedynczymi błędami). Drugie miejsce zajął Sergei Voronov, który na ten tytuł musiał czekać wiele lat. Największym zaskoczeniem było trzecie miejsce. Zajął je Konstatin Menshov, który po programie krótkim znajdował się na 11 miejscu. W programie dowolnym zaprezentował się jednak genialnie, więc stanął na podium jak najbardziej zasłużenie.

http://www.efsc2014.com/januar-18/?lang=en

środa, 22 stycznia 2014

W Budapeszcie, za wsparciem oczywiście


Sporo zaskoczeń, niespodziewane zwroty akcji, zabójcze emocje, nieoczekiwane spotkania i wiele innych. Tak to mniej więcej wyglądało w Budapeszcie. 

Nasze wysokoprocentowe wsparcie zaprawione zaraźliwym entuzjazmem dotarło akurat na czas, choć  cała wyprawa rozpoczęła się dość ciekawie, bo od awarii ogrzewania w wagonie z kuszetkami, gdzie miałyśmy wykupione miejsca. A awaria ogrzewania zimą w pociągu, to naprawdę niezłe przeżycie. Na szczęście mili panowie z obsługi pociągu przenieśli nas do wagonu sypialnego, dzięki czemu ostatecznie uniknęłyśmy hipotermii (chociaż niewiele brakowało!). I w ten oto sposób, dzięki zbiegowi okoliczności zupełnie od nas niezależnych, spędziłyśmy podróż w bardzo komfortowych warunkach w wagonie sypialnym. Potem było już tylko ciekawiej, ale zanim przejdziemy do sensownych relacji z samych zawodów, to musimy zaznaczyć dwie rzeczy:

ogromny plus dla publiczności reagującej niezwykle żywiołowo na wszystko, co działo się na lodzie i ogromny minus dla organizatorów zawodów za ich perfekcyjną dezorganizację.

O potędze tej ostatniej przekonałyśmy się już przy pierwszym kontakcie z węgierską myślą organizacyjną.  Oj tak, węgierska myśl organizacyjna jest tak niepojęta i pokrętna, że nasze bezpośrednie zetknięcie musiało obfitować w niespodzianki. Przykro to stwierdzić, ale organizacja zawodów pozostawał naprawdę wiele do życzenia (przynajmniej od strony kibiców, bo wciąż mamy nadzieję, że od strony zawodników wyglądało to lepiej). Długo by się rozwodzić nad tą kwestią, ale tak naprawdę głównym problemem (z którego wynikały pomniejsze kłopoty) była komunikacja z obsługa techniczną zawodów. Przede wszystkim, ze święcą trzeba by szukać kogokolwiek wśród osób obsługujących zawody (ochrony, wolontariuszy, osób sprawdzających bilety itd.) posługujących się w sensowny sposób językiem angielskim, czy też jakimkolwiek innym poza węgierskim. W efekcie nikt nic nie wiedział i przy jakiejkolwiek wątpliwości robił się niezły chaos. Jednak prawdziwe apogeum osiągnięte zostało w ostatnim dniu zawodów, czyli w niedzielę. To, że pary sportowe dopiero wtedy kończyły swoją rywalizację wydawało się podejrzanym pomyłem od samego początku i nikt, kto przeczuwał, że nie skończy się to dobrze niestety się nie pomylił. Ceremonia przyznania medali zakończyła się mniej więcej o godzinie 14:15, natomiast Gala miała się rozpocząć o 15:00. I w ciągu tych 45 minut trzeba było opuścić halę, żeby następnie wejść do niej z powrotem. O ile to pierwsze poszło dość łatwo, to druga część operacji przebiegła raczej ekstremalnie. I nie wiadomo było komu współczuć bardziej – ochroniarzowi  próbującemu zapanować nad sytuacją przekazując kompletnie niezrozumiałe komunikaty w języku węgierskim (które zamiast usprawnić całą akcję, tylko pogorszyły sprawę) czy ludziom próbującym zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi i którędy to można, a którędy nie można wchodzić. Do tej chwili nie wiem, jakim cudem nie zakończyło się to ogólną katastrofą.

Tak czy siak, zawody zakończone, my wróciłyśmy szczęśliwie z Budapesztu i obiecujemy, że szczegółowe relacje z zawodów pojawią się tu lada chwila. Prace nad nimi są w toku.

A żeby urozmaicić oczekiwanie na nie prezentujemy część naszego ekwipunku na czas tych zawodów:


I zapewniam, że jeśli ktoś się dobrze przypatrzy nagraniom (szczególnie tym z programu dowolnego solistów), to bez problemu po tych transparentach nas tam odszuka.
Zatem w oczekiwaniu na relacje zachęcamy do poszukiwań! A jeśli ktoś był na miejscu, to być może już sobie nasze transparenty przypomniał ;-)


czwartek, 16 stycznia 2014

Ze wsparciem do Budapesztu

Monsieur Joubert zaskoczył, choć nie do końca tak, jakbyśmy tego chciały. Za to Super Javi trzyma poziom. Wygląda na to, że na program dowolny niektórym przyda się wysokoprocentowe wsparcie przyprawione zaraźliwym entuzjazmem. 
Cóż robić, ruszamy do Budapesztu!
Poważniejszymi przemyśleniami będziemy się z całą pewnością dzielić po powrocie. 
Dalszą część zawodów będziemy śledzić na miejscu więc czas na nas.

A dla rozrywki - Johnny Weir w utworze Dirty Love
 

 

Pary taneczne vol.1

źródło: http://www.isuresults.com/results/ec2014/CAT004RS.HTM


Zanim całkowicie pochłoną nas emocje związane z programem krótkim solistów wróćmy jeszcze na krótką chwilę do wydarzeń wczorajszego popołudnia. 

Pierwsza część konkurencji par tanecznych zakończyła się bez większych zaskoczeń. Pierwsze miejsce zajmują Włosi Anna Cappellini i Luca Lanotte. Zaraz za nimi, (przegrywając o włos, rzec by można, bo ledwie o cztery setne punktu) znalazł się duet rozyjski Elena Ilinykh i Nikita Katsalapov. Obie pary mają za to niebagatelną przewagę punktową nad zajmującymi trzecie miejsce Brytyjczykami (61.76). Czyżby w takim razie walka o pierwsze miejsce miała się rozegrać pomiędzy Włochami i Rosjanami? Wszystko na to wskazuje. 

Polska para taneczna Justyna Plutowska i Peter Gerber zakwalifikowała się do programu dowolnego z wynikiem 52.14, co dało im siedemnaste miejsce.
Po prawej stronie dokładna klasyfikacja po tańcu krótkim - 20 par, które zobaczymy w drugiej części zawodów, która zresztą rozegra się już dziś po południu!