Translate this blog!

środa, 22 stycznia 2014

W Budapeszcie, za wsparciem oczywiście


Sporo zaskoczeń, niespodziewane zwroty akcji, zabójcze emocje, nieoczekiwane spotkania i wiele innych. Tak to mniej więcej wyglądało w Budapeszcie. 

Nasze wysokoprocentowe wsparcie zaprawione zaraźliwym entuzjazmem dotarło akurat na czas, choć  cała wyprawa rozpoczęła się dość ciekawie, bo od awarii ogrzewania w wagonie z kuszetkami, gdzie miałyśmy wykupione miejsca. A awaria ogrzewania zimą w pociągu, to naprawdę niezłe przeżycie. Na szczęście mili panowie z obsługi pociągu przenieśli nas do wagonu sypialnego, dzięki czemu ostatecznie uniknęłyśmy hipotermii (chociaż niewiele brakowało!). I w ten oto sposób, dzięki zbiegowi okoliczności zupełnie od nas niezależnych, spędziłyśmy podróż w bardzo komfortowych warunkach w wagonie sypialnym. Potem było już tylko ciekawiej, ale zanim przejdziemy do sensownych relacji z samych zawodów, to musimy zaznaczyć dwie rzeczy:

ogromny plus dla publiczności reagującej niezwykle żywiołowo na wszystko, co działo się na lodzie i ogromny minus dla organizatorów zawodów za ich perfekcyjną dezorganizację.

O potędze tej ostatniej przekonałyśmy się już przy pierwszym kontakcie z węgierską myślą organizacyjną.  Oj tak, węgierska myśl organizacyjna jest tak niepojęta i pokrętna, że nasze bezpośrednie zetknięcie musiało obfitować w niespodzianki. Przykro to stwierdzić, ale organizacja zawodów pozostawał naprawdę wiele do życzenia (przynajmniej od strony kibiców, bo wciąż mamy nadzieję, że od strony zawodników wyglądało to lepiej). Długo by się rozwodzić nad tą kwestią, ale tak naprawdę głównym problemem (z którego wynikały pomniejsze kłopoty) była komunikacja z obsługa techniczną zawodów. Przede wszystkim, ze święcą trzeba by szukać kogokolwiek wśród osób obsługujących zawody (ochrony, wolontariuszy, osób sprawdzających bilety itd.) posługujących się w sensowny sposób językiem angielskim, czy też jakimkolwiek innym poza węgierskim. W efekcie nikt nic nie wiedział i przy jakiejkolwiek wątpliwości robił się niezły chaos. Jednak prawdziwe apogeum osiągnięte zostało w ostatnim dniu zawodów, czyli w niedzielę. To, że pary sportowe dopiero wtedy kończyły swoją rywalizację wydawało się podejrzanym pomyłem od samego początku i nikt, kto przeczuwał, że nie skończy się to dobrze niestety się nie pomylił. Ceremonia przyznania medali zakończyła się mniej więcej o godzinie 14:15, natomiast Gala miała się rozpocząć o 15:00. I w ciągu tych 45 minut trzeba było opuścić halę, żeby następnie wejść do niej z powrotem. O ile to pierwsze poszło dość łatwo, to druga część operacji przebiegła raczej ekstremalnie. I nie wiadomo było komu współczuć bardziej – ochroniarzowi  próbującemu zapanować nad sytuacją przekazując kompletnie niezrozumiałe komunikaty w języku węgierskim (które zamiast usprawnić całą akcję, tylko pogorszyły sprawę) czy ludziom próbującym zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi i którędy to można, a którędy nie można wchodzić. Do tej chwili nie wiem, jakim cudem nie zakończyło się to ogólną katastrofą.

Tak czy siak, zawody zakończone, my wróciłyśmy szczęśliwie z Budapesztu i obiecujemy, że szczegółowe relacje z zawodów pojawią się tu lada chwila. Prace nad nimi są w toku.

A żeby urozmaicić oczekiwanie na nie prezentujemy część naszego ekwipunku na czas tych zawodów:


I zapewniam, że jeśli ktoś się dobrze przypatrzy nagraniom (szczególnie tym z programu dowolnego solistów), to bez problemu po tych transparentach nas tam odszuka.
Zatem w oczekiwaniu na relacje zachęcamy do poszukiwań! A jeśli ktoś był na miejscu, to być może już sobie nasze transparenty przypomniał ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz